29 cze 2008
Jagodowy tydzień:)
(...)
Oczka mamy czarne, buźki granatowe,
A rączki są zielone i seledynowe.
A kiedy dzień nadchodzi,
Dzień nadchodzi.
Idziemy na jagody,
Na jagody.
A nasze czarne serca,
Czarne serca.
Biją nam radośnie,
Bum tarara bum(...)
Pamiętacie piosenkę "Czarne jagódki"? Mój mąż Piotr, dzisiejszy solenizant nie pamięta (w takich chwilach mówi, że jesteśmy z różnych pokoleń, choć dzielą nas tylko 3 lata:)) ale mimo to, dla niego, w dniu imienin, jagodowe muffinki. Aż za proste na specjalną okazję, ale nie mogłam się oprzeć jagodom - ich smak, to wspomnienie lata, dzieciństwa, lasu... Nie znudzą się nawet w jagodowym tygodniu;)), wszak czekamy na nie cały rok.
Własnie, a kiedy będą grzyby?:)))
Muffinki z jagodami
Przepis Le Cordon Bleu.
450 g mąki
2 i pół łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
115 g brązowego cukru
150 g jagód
2 jajka
250 ml mleka
łyżeczka ekstraktu waniliowego
125 g stopionego masła
Wykonanie banalnie prote, w Stanach muffinki są pierwszymi ciastkami, które robią dzieci. Po prostu osobno miesza się suche składniki (tu też wsypuje się umyte i odsączone jagody), osobno mokre z cukrem, a potem niezbyt dokładnie łączy się wszystko łyżką. Niezbyt dokładnie, bo ciasto powinno być grudkowate. Ciasto nałożyć do foremek, piec ok 3o min. w temp. 190 st. C.
PS wszystkiego najlepszego również dla moich braci bliźniaków - Piotra i Pawła. Paweł jest w Kopenhadze, ale Piotrka zapraszam na muffinki:)
PS 2 muffinki polałam sosem jagodowym, trochę rzadszą formą lukru - jagody, odrobina wody + cukier puder (sypałam "na oko" dosć dużo, sos powinien gęstnieć w oczach). Sos chwilę gotować, przecedzić przez sito.
28 cze 2008
Pierogi z jagodami
Na spacerze złapało nas oberwanie chmury. Przemokła nawet moja kurtka, która miała być przeciwdeszczowa:) Tylko dzieci zadowolone - Staś spał, a Zosia bawiła się foliową osłoną na wózek, próbując zlizywać krople deszczu:)
Za to jak wspaniale smakowały odgrzewane pierogi z jagodami, które zrobiłam na obiad.
Pierogi z jagodami
ciasto
400 g mąki
ok. 160 ml wody
sól
nadzienie
300 g jagód
50 g cukru
1. Przygotować nadzienie - umyć jagody, odsączyć, posypać cukrem, delikatnie wymieszać.
2. Ciasto zagnieść, podzielić na 3 części, jedną część rozwałkować, pozostałe przykryć ręcznikiem kuchennym.
3. W dość dużym garnku zagotować wodę, dodać łyżeczkę soli i łyżkę oleju.
4. Szklanką wykroić krążki, nałożyć nadzienie, starannie skleić każdy pierożek.
5. Gotowe pierogi odkładać na posypaną mąką stolnicę.
6. Pierogi wrzucać partiami do garnka, ostrożnie zamieszać. Gotować 2 minuty od momentu, gdy wypłyną na na powierzchnię.
7. Podawać ze śmietaną lub lodami waniliowymi:)
Za to jak wspaniale smakowały odgrzewane pierogi z jagodami, które zrobiłam na obiad.
Pierogi z jagodami
ciasto
400 g mąki
ok. 160 ml wody
sól
nadzienie
300 g jagód
50 g cukru
1. Przygotować nadzienie - umyć jagody, odsączyć, posypać cukrem, delikatnie wymieszać.
2. Ciasto zagnieść, podzielić na 3 części, jedną część rozwałkować, pozostałe przykryć ręcznikiem kuchennym.
3. W dość dużym garnku zagotować wodę, dodać łyżeczkę soli i łyżkę oleju.
4. Szklanką wykroić krążki, nałożyć nadzienie, starannie skleić każdy pierożek.
5. Gotowe pierogi odkładać na posypaną mąką stolnicę.
6. Pierogi wrzucać partiami do garnka, ostrożnie zamieszać. Gotować 2 minuty od momentu, gdy wypłyną na na powierzchnię.
7. Podawać ze śmietaną lub lodami waniliowymi:)
27 cze 2008
Fioletowo nam:)
Wszystko fioletowe - podłoga, ubranka, rączki a nawet nóżki. No i oczywicie rodzice. Pierwsze spotkanie Zosi i Stasia z jagodami:)
A w kuchni znów tarta. Tym razem na parapetówkę koleżanki i tym razem już z serem. I z ciastem własnej roboty, niestety nie francuskim, tylko kruchym.
Ciasto kruche
200 g mąki
100 g zimnego masła
1 jajko
szczypta soli
Mąkę przesiać, masło pokroić razem z mąką nożem, wbić jajko, ciasto szybko wyrobić, zawinąć w folię, odstawić do lodówki na pół godziny. Wyjąć, rozwałkować i wykleić formę na tartę). Zdjęcie już teraz, a czy smakowała, zapytajcie Gosię:)
26 cze 2008
Tarta Beatrice
W kuchni nie umiem przegrywać.
No dobrze, w ogóle nie umiem przegrywać:) ale w kuchni... najbardziej. Dziś wszystkiemu winne było francuskie mrożone ciasto. No cóż, nie oszukujmy się, nie mam zbyt wiele czasu na to, żeby sama je zagniatać:) ale już nigdy, nigdy w życiu nie kupię ciasta tej firmy. Kupię inne:)))
A poszło o tartę, na którą przepis "z głowy" dostałam kiedyś od mojej ulubionej francuskiej cioci, która ciocią nie pozwala się nazywać:) - od Beatrice, najmilszej ze wszystkich Francuzek i Polek:).
Na szczęście oprócz tego, że nie umiem przegrywać, jestem uparta, więc na późną kolację zjedliśmy tartę:) A najśmieszniej było, jak po pierwszym kęsie westchnęłam - no, jest świetna, jakaś taka... inna;)) i w tej sekundzie przypomniałam sobie o żółtym serze... którego nie dodałam:), ale może lepiej, bo naprawdę jest... inna;)
Beatrice podała mi 2 przepisy - na tartę z boczkiem i szyną i na tartę z warzywami. Zrobiłam tę drugą, ale dodałam pokrojoną w kostkę szynkę konserwową.
Tarta Beatrice
ciasto francuskie
2 jajka
200 g śmietany 30%
1 papryka
2 małe pomidory
2 cebule
1 cukinia
100 g szynki
sól, pieprz, gałka muszkatołowa
1. Ciastem francuskim (Beatrice mówi na nie kartkowe) wykleić formę na tartę (lub zwykłą tortownicę), ponakłuwać widelcem i upiec na złocisty kolor w piekarniku nagrzanym do 210 st. C.
2. Cebulę, cukinię i paprykę pokroić w kostkę, podsmażyć.
3. Jajka roztrzepać widelcem, dodać śmietanę, sól, pieprz, gałkę muszkatołową, 4 łyżki mąki (moja uwaga - żeby z mąki nie zrobiły się grudki, lepiej w porcjach rozrobić ją w małej ilości śmietany lub wody).
4. Na upieczone ciasto wyłożyć cebulę, cukinię, paprykę, pokrojone w plastry pomidory i szynkę. Zalać masą jajeczną.
5. Piec ok. 40 min. w temp. 180 st. C.
Acha, byłabym zapomniała:)) szynkę posypać żółtym serem i dopiero wtedy polać jajkami;)) (125 g sera)
25 cze 2008
Jak na drożdżach
Moje dzieci rosną jak na drożdżach. Niebawem tylko zdjęcia i filmy będą nam przypominały o tym, jakie były malutkie, 1880 i 1660 gramów, 43 i 44 cm. Zosia i Staś:)
W ostatnim poście pisałam o Wschodni. Dziś - przepis rodem stamtąd - drożdżowa bułka babci Zosi. Recepturę dostałam kilka tygodni temu od dziadziusia, nic nadzwyczajnego, mnóstwo takich przepisów krąży w sieci... Ale miło było robić bułkę z myslą, że tak samo robiła ją babcia Zosia. Przepis nieco zmodyfikowałam: babcia Zosia piekła dla kilkunastoosobowej rodziny - zwłaszcza dla siedmiorga wnucząt:), stąd w notatkach aż 2,5 kg mąki, poza tym ciasto drożdżowe zawijała z białym serem a ja, oczyma wyobraźni widząc Zosię i Stasia wgniatających ów ser w dywan, postanowilam go pominąć:) Następnym razem zrobię z serem, ale za to z mniejszej ilosci mąki - kilogram naprawdę tudno wyrobić...
Bułka drożdżowa babci Zosi
1 kg mąki pszennej tortowej
7 żółtek
1 kostka masła
250 ml mleka
1 op. rodzynków
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego, 1 łyżeczka olejku migdałowego
150 g drożdży
1 i 1/4 szklanki cukru
1. Z drożdży, 2 łyżek mąki, 1 łyżki cukru i 4 łyżek ciepłego mleka sporządzić zaczyn. (Wymieszać drewnianą łyżką, przykryć ściereczką (babcia każe przykryć... obrusikiem) i odstawić w ciepłe miejsce. Zaczyn jest gotowy, gdy podwoi swoją objętość, na wierzchu pojawią się pęcherzyki powietrza i „zapadnie się”).
2. Do dużej miski (w notatkach spisanych ręką dziadziusia do miedniczki :)) przesiać mąkę.
3.Żółtka zmiksować z cukrem, ekstraktem i olejkiem. Dodać mleko i wcześniej moczone przez 3 min. w gorącej wodzie i odsączone rodzynki, wymieszać łyżką.
4. W rondelku lub w kuchence mikrofalowej rozpuścić masło.
5. Gotowy zaczyn wlać do mąki, dodawać stopniowo zmiksowane żółtka i masło. Wyrobić ciasto tak, aby wgnieść w nie jak najwięcej powietrza (zagniatać minimum 10 minut). Włożyć do miski, przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce. Odczekać 3-4 godz. aż ciasto podwoi swoją objętość.
6. Wyrośnięte ciasto wyłożyć do 2 blaszek posmarowanych tłuszczem, przykryć ściereczkami i odstawić jeszcze do wyrośnięcia na 1,5 godz.
7. Piekarnik nagrzać do temperatury 200 st. C
8. Ciasta posmarować roztrzepanym jajkiem, włożyć do piekarnika, piec 45 min.
23 cze 2008
Zapach wspomnień
Wschodnia, młyn. Zdjęcie z albumu rodzinnego.
Wspomnienia pachną. Może je przywołać spacer po łące, szybkie przejście obok małej piekarni, otwarcie nowego kremu. Wtedy znów, odruchowo, bez chwili namysłu, wykrzykujesz, "O, pachnie jak w/na...".
Zapachy dzieciństwa są często nienazwane, bo nie wiem jakie zioła rosły w miejscu, w którym, mając 5 i 6 lat, spędziłam w sumie nie więcej niż 3 miesiące. Czy w tym kremie była macierzanka? A jak nazywa się ta roślina, rosnąca przy stawie, której zerwane kwiaty pieniły się niczym mydło? A może to tylko dziecięca wyobraźnia, może nie ma takiej rośliny...
Często marzę o tym, by odzyskać mój dziecięcy raj. Wyobrażam sobie, że Wschodnia, rodzinny majątek babci Zosi, nie została sprzedana, gdy skończyłam 6 lat, że z taką nostalgią wspominane lato nie było ostatnim latem na Wschodni. Albo że wygrywam ogromną sumę pieniędzy, wykupuję Wschodnię od człowieka, który wyciął niemal wszystkie drzewa, zniszczył staw, zaniedbał zabudowania i sprawiam, że wszystko jest znów tak, jak kiedyś.
Jednak, żeby zmitologizować miejsce, trzeba je stracić... Gdyby Wschodnia (13 hektarów między Chmielnikiem a Buskiem-Zdrój w dzisiejszym województwie swiętokrzyskim, a na nich dom, staw, młyn wodny, strumyk, łąka, pola i lasy), nie została sprzedana, może w ogóle nie byłaby dla mnie tak cenna? Tego się niestety nigdy nie dowiem.
Zapach strumyka, mąki, polnych kwiatów, chleba, ziemi.
Pachnie jak na Wschodni.
22 cze 2008
Bajgle
O świcie budziłam się kilka razy, wsłuchując się w ciszę niedzielnego poranka. Ile jeszcze snu zostało? Która to godzina? Piąta, szósta. Może jeszcze choć 15 minut... Niedziela z bliźniętami:)
Szczęśliwa, że mogłam pospać do 7, na śniadanie upiekłam bajgle, żydowskie obwarzanki. I chociaż niestety nie wyszły idealne (może następnym razem...), śniadanie z nimi w roli głównej smakowało wybornie.
Przepis z książki Le Cordon Bleu "Kuchnia domowa. Śniadania"
Bagels
30 g drożdży
250 ml letniej wody
2 łyżki oleju
2 łyżeczki soli
50 g cukru
500 g mąki
1 roztrzepane jajko do glazurowania
Drożdże rozpuścić w wodzie, dodać olej. Do dużej miski przesiać mąkę, sól i cukier. Pośrodku zrobić wgłębienie, w które wlać rozrobione drożdże. Wyrobić, aż ciasto przestanie się kleić do miski. Ugniatać jeszcze przez 10 minut (robię to w dłoniach, a nie na stolnicy, by wgnieść w ciasto jak najwięcej powietrza). Z ciasta uformować kulę, włożyć ją do miski i przykryć wilgotnym ręcznikiem. Odstawić do wyrośnięcia na 30-45 min.
Po tym czasie ciasto powinno podwoić objętość. Teraz można się na nim trochę wyżyć:) Uderzać w nie pięścią i ugniatać przez 10 minut. Następnie podzielić na 12 części, uformować bułeczki, w każdej zrobić palcem dziurkę (otwór powiększyć, bo ciasto po wyrośnięciu może się zamknąć). Bajgle odkładać na posypaną mąką stolnicę lub blachę, przykryć wilgotnym ręcznikiem i odczekać 15 minut. Piekarnik nagrzać do 200 st. C.
Wodę w rondlu doprowadzić do stanu tuż przed wrzeniem. W innych przepisach do wody każą dodać sól i złoty syrop, ja tego nie zrobiłam, może rzeczywiście warto. Wrzucać bajgle do wody i gotować po 1 minucie z każdej strony. Dobrze wyrośnięty obwarzanek na kilka sekund cały się zanurzy, po czym wypłynie na powierzchnię. Bajgle odsączyć, ułożyć na blaszce wyłożonej papierem, posmarować jajkiem, posypać sezamem, makiem albo drobno posiekaną cebulą i piec ok 20-25 min.
Smacznego!
21 cze 2008
Siła skojarzenia
Zajadając się pierwszymi w sezonie czereśniami, przypomniałam sobie o kupionych jakiś czas temu na allegro... suszonych wiśniach. Siła skojarzenia:)
I tak oto przede mną leży ciepły jeszcze chleb z suszonymi wiśniami i orzechami. Wspomnienie zimy - pachnący cynamonem, wilgotny i kolorowy.
Przepis z książki sygnowanej przez jedną z najsłynniejszych szkół kucharskich świata - Le Cordon Bleu "Śniadania". Gdy jestem głodna, przeglądam jej strony, zachwycając się pięknymi zdjęciami smakowitych, oryginalnych potraw. I wbrew pozorom, nie tak trudnych do wykonania.
Chleb z suszonymi wiśniami i orzechami
120 g cukru
175 g złotego syropu (zniechęcona poszukiwaniami owego trudnodostępnego w Polsce produktu, zastępuję go miodem i syropem klonowym. Do tego przepisu dałam 140 g miodu i 35 g syropu klonowego)
250 ml mleka
250 g mąki pszennej
1 jajko, roztrzepane
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
3 łyżeczki proszku do pieczenia
60 g grubo posiekanych suszonych wini
60 g grubo posiekanych orzechów (w oryginale orzechy pekan, które można zastąpić laskowymi. Ja zastąpiłam włoskimi)
Formę keksówkę natłuścić masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do temp. 180 st. C.
W rondlu rozgrzać cukier, syrop i mleko, mieszając do momentu, aż cukier się rozpuści. Zdjąć z ognia. Gdy masa jest letnia, dodać jajko.
Mąkę, cynamon, proszek do pieczenia i szczyptę soli przesiać do dużej miski, dodać winie i orzechy, a następnie syrop z mlekiem. Energicznie wymieszać i od razu przelać do przygotowanej foremki. Piec przez godzinę. Jeśli chleb zacznie zbyt brązowieć, przykryć luźno folią aluminiową.
Chleb, według autorów przepisu, zyskuje na smaku z czasem:) (może być przechowywany nawet 2 tygodnie), ale chociaż Stas łakomczuszek nie może go jeść (orzechy dopiero po trzecim roku życia), jeśli chcecie go skosztować, zapraszam dziś, najpóźniej jutro:)
Jest ktoś chętny?;)
I tak oto przede mną leży ciepły jeszcze chleb z suszonymi wiśniami i orzechami. Wspomnienie zimy - pachnący cynamonem, wilgotny i kolorowy.
Przepis z książki sygnowanej przez jedną z najsłynniejszych szkół kucharskich świata - Le Cordon Bleu "Śniadania". Gdy jestem głodna, przeglądam jej strony, zachwycając się pięknymi zdjęciami smakowitych, oryginalnych potraw. I wbrew pozorom, nie tak trudnych do wykonania.
Chleb z suszonymi wiśniami i orzechami
120 g cukru
175 g złotego syropu (zniechęcona poszukiwaniami owego trudnodostępnego w Polsce produktu, zastępuję go miodem i syropem klonowym. Do tego przepisu dałam 140 g miodu i 35 g syropu klonowego)
250 ml mleka
250 g mąki pszennej
1 jajko, roztrzepane
szczypta soli
1 łyżeczka cynamonu
3 łyżeczki proszku do pieczenia
60 g grubo posiekanych suszonych wini
60 g grubo posiekanych orzechów (w oryginale orzechy pekan, które można zastąpić laskowymi. Ja zastąpiłam włoskimi)
Formę keksówkę natłuścić masłem i wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do temp. 180 st. C.
W rondlu rozgrzać cukier, syrop i mleko, mieszając do momentu, aż cukier się rozpuści. Zdjąć z ognia. Gdy masa jest letnia, dodać jajko.
Mąkę, cynamon, proszek do pieczenia i szczyptę soli przesiać do dużej miski, dodać winie i orzechy, a następnie syrop z mlekiem. Energicznie wymieszać i od razu przelać do przygotowanej foremki. Piec przez godzinę. Jeśli chleb zacznie zbyt brązowieć, przykryć luźno folią aluminiową.
Chleb, według autorów przepisu, zyskuje na smaku z czasem:) (może być przechowywany nawet 2 tygodnie), ale chociaż Stas łakomczuszek nie może go jeść (orzechy dopiero po trzecim roku życia), jeśli chcecie go skosztować, zapraszam dziś, najpóźniej jutro:)
Jest ktoś chętny?;)
20 cze 2008
Proste jest piękne. Kluski lane
Wchodzę do kuchni, jak zwykle niewyspana. Jest rano, nieważne, siódma, ósma, dziewiąta. Mama nie śpi, a na stole - dla każdego szklanka gotowej do wypicia herbaty (mama dolewa letniej wody, żebyśmy się nie oparzyli), starannie posmarowane masłem, przecięte na pól kanapki, albo najlepiej: kluski lane.
I tradycyjnie dyskusje - z czym jecie kluski lane?! Tata: z solą, jak można z cukrem?!! Brat Piotrek: tylko z cukrem!! Jak można z solą? Drugi brat (notabene bliźniak Piotrka) Paweł... nie pamiętam, ale ta zupa mleczna zawsze była przede wszystkim dla niego, domowego niejadka, amatora klusek lanych. Mógłby je jeść trzy razy dziennie. Codziennie.:)
Ja nie solę i nie sypię cukru, przecież mama robi idealne kluski lane:)
Jeszcze chwila porannej krzątaniny... i do szkoły.
Tak sobie wspominałam, robiąc dziś na śniadanie kluski lane. Takie, jak robi moja mama.
Kluski lane
litr mleka
3 jajka
6 czubatych łyżek mąki
pól łyżeczki + szczypta soli
Mleko zagotować z solą. Jajka roztrzepać trzepaczką lub widelcem, dodać szczyptę soli i stopniowo mąkę, mieszając do uzyskania dosć płynnej, jednolitej konsystencji. Powoli wlewać ciasto na mleko, drugą ręką odgarniać łyżką powstające kluski tak, aby ciasto zawsze lać na mleko. Jeśli klusek jest za dużo, można je wyjąć łyżką do drugiego garnka. Należy obserwować, czy kluski nie rozpadają się albo czy nie są za twarde i w razie potrzeby dodać jajko/mąkę. Trzeba także uważać, żeby nie przypalić mleka, bo nawet najlepsze kluski lane można zepsuć zbyt długim gotowaniem lub podgrzewaniem:)
Zjeść, koniecznie z najbliższymi, koniecznie dyskutując, z czym się je kluski lane - z solą, z cukrem, a może takie, jakie zrobi właśnie TA osoba są najlepsze bez żadnych dodatków...
I tradycyjnie dyskusje - z czym jecie kluski lane?! Tata: z solą, jak można z cukrem?!! Brat Piotrek: tylko z cukrem!! Jak można z solą? Drugi brat (notabene bliźniak Piotrka) Paweł... nie pamiętam, ale ta zupa mleczna zawsze była przede wszystkim dla niego, domowego niejadka, amatora klusek lanych. Mógłby je jeść trzy razy dziennie. Codziennie.:)
Ja nie solę i nie sypię cukru, przecież mama robi idealne kluski lane:)
Jeszcze chwila porannej krzątaniny... i do szkoły.
Tak sobie wspominałam, robiąc dziś na śniadanie kluski lane. Takie, jak robi moja mama.
Kluski lane
litr mleka
3 jajka
6 czubatych łyżek mąki
pól łyżeczki + szczypta soli
Mleko zagotować z solą. Jajka roztrzepać trzepaczką lub widelcem, dodać szczyptę soli i stopniowo mąkę, mieszając do uzyskania dosć płynnej, jednolitej konsystencji. Powoli wlewać ciasto na mleko, drugą ręką odgarniać łyżką powstające kluski tak, aby ciasto zawsze lać na mleko. Jeśli klusek jest za dużo, można je wyjąć łyżką do drugiego garnka. Należy obserwować, czy kluski nie rozpadają się albo czy nie są za twarde i w razie potrzeby dodać jajko/mąkę. Trzeba także uważać, żeby nie przypalić mleka, bo nawet najlepsze kluski lane można zepsuć zbyt długim gotowaniem lub podgrzewaniem:)
Zjeść, koniecznie z najbliższymi, koniecznie dyskutując, z czym się je kluski lane - z solą, z cukrem, a może takie, jakie zrobi właśnie TA osoba są najlepsze bez żadnych dodatków...
19 cze 2008
Pierwszy raz
W zwrocie "pierwszy raz" jest coś magicznego, tajemniczego, zakazanego. Nawet jeśli nie dotyczy seksu, a... jedzenia.
Skosztowane pierwszy raz w sezonie czereśnie mają idealny smak, zapach, kolor, jędrność. Kilka chwil podniebiennej ekstazy:)
Moje piętnastomiesięczne dzieci niemal wszystko jedzą pierwszy raz. Biorą do rączki ze zdziwieniem. Co to? Co to? Co to?, pytane za każdym razem w innej intonacji, z coraz większym zainteresowaniem. Przekładają z rączki do rączki. Patrzą. Niepewnie wkładają do buzi. I kolejne zdziwienie. Grymas. Kwaśne, słodkie, gorzkie, słone. Co to?
truskawka
cytryna
fasolka
brokuł
arbuz
Jedz, dobre. To dobre. Stasiu, dobre. Dobre?
Dobre.
Jeszcze jedno spojrzenie na tę mokrą rzecz w dłoni i całość ląduje w buźce synka. Mniam
Albo nie, niedobre. Grymas nie ustępuje. Staś wyrzuca brokuła.
Zosia inaczej, wolniej. Długo ogląda, przekłada, patrzy, powoli rączka wędruje do buzi, próbuje języczkiem. W pierwszym zdziwieniu upuszcza. Podnosi. Znów patrzy, jeszcze raz do buzi, języczkiem. Je. Ale nie jak Staś. Staś pochłania, Zosia się delektuje. Powoli odrywa malutkie cząstki, które, jedna po drgiej, wędrują do buzi. Niestety brat bliźniak nie pochwala refleksyjnego stosunku do jedzenia. Jeszcze z pełną buzią, a czasem i z zapasem w rączce, wyrusza na polowanie na porcję siostry. Tylko natychmiastowa dokładka uratuje Zosię przed zuchwała kradzieżą.
Co to? Co to?
To dobre, jedz.
Smaki dzieciństwa.
Skosztowane pierwszy raz w sezonie czereśnie mają idealny smak, zapach, kolor, jędrność. Kilka chwil podniebiennej ekstazy:)
Moje piętnastomiesięczne dzieci niemal wszystko jedzą pierwszy raz. Biorą do rączki ze zdziwieniem. Co to? Co to? Co to?, pytane za każdym razem w innej intonacji, z coraz większym zainteresowaniem. Przekładają z rączki do rączki. Patrzą. Niepewnie wkładają do buzi. I kolejne zdziwienie. Grymas. Kwaśne, słodkie, gorzkie, słone. Co to?
truskawka
cytryna
fasolka
brokuł
arbuz
Jedz, dobre. To dobre. Stasiu, dobre. Dobre?
Dobre.
Jeszcze jedno spojrzenie na tę mokrą rzecz w dłoni i całość ląduje w buźce synka. Mniam
Albo nie, niedobre. Grymas nie ustępuje. Staś wyrzuca brokuła.
Zosia inaczej, wolniej. Długo ogląda, przekłada, patrzy, powoli rączka wędruje do buzi, próbuje języczkiem. W pierwszym zdziwieniu upuszcza. Podnosi. Znów patrzy, jeszcze raz do buzi, języczkiem. Je. Ale nie jak Staś. Staś pochłania, Zosia się delektuje. Powoli odrywa malutkie cząstki, które, jedna po drgiej, wędrują do buzi. Niestety brat bliźniak nie pochwala refleksyjnego stosunku do jedzenia. Jeszcze z pełną buzią, a czasem i z zapasem w rączce, wyrusza na polowanie na porcję siostry. Tylko natychmiastowa dokładka uratuje Zosię przed zuchwała kradzieżą.
Co to? Co to?
To dobre, jedz.
Smaki dzieciństwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)