Ale nie o seksie chciałam pisać po tak długiej przerwie. Przynajmniej nie tylko o seksie:)
Czy jest coś bardziej intymnego niż pieczenie ciasta drożdżowego?
Gra wstępna... kruszenie drożdży, uważne odmierzanie składników. Przesiewanie mąki. Lęk, że się nie uda. Wyrabianie. Kontakt z ciepłym ciastem, brutalne ugniatanie, delikatne rozciąganie, obserwowanie jak... rośnie... niemal w naszych dłoniach. Potem żadnych gwałtownych ruchów, nagłych podmuchów powietrza, trzaskania drzwiami. Trzeba z nim postepować ostrożnie. Jeśli nie popełnimy żadnych błędów, odwdzięczy się.
Rozsmakowujemy się. Wąchamy. Uzależniamy. Chcemy więcej i więcej.
I z tego wszystkiego dziś zrezygnowałam. Zdradziłam ciasto drożdżowe. Z maszyną. I nie żałuję:)
Oto efekt
Casto drożdżowe z maszyny
Po przepis odsyłam do blogu Liski Pracownia Wypieków. Niemal nic nie zmieniałam i wyszło doskonale (jak zwykle, jeśli podążamy za przepisem autroki White Plate).
A jeśli mowa o maszynie, przyznam się do jeszcze jednego romansu z tym urządzeniem - piekę w nim namiętnie chleb. W dodatku, o zgrozo, z gotowej mieszanki chlebowej. Smakuje zdecydowanie lepiej niż te (często zafoliowane) z pobliskiego sklepu. Przepis udoskonalił mój ojciec.
Szybki chleb maszynowy
450 g ciepłej wody
1 łyżeczka cukru
2 łyżeczki soli
1 łyżka oliwy
150 g mąki paryskiej (gotowa mieszanka)
600 g maki wiejskiej (gotowa mieszanka)
Wszystkie składniki wlać/wsypać do rynienki, zamieszać łyżką. Ustawić program - basic i 2,5 LB (waga). Skórka medium (tak wolimy). I już:)