Wschodnia, młyn. Zdjęcie z albumu rodzinnego.
Wspomnienia pachną. Może je przywołać spacer po łące, szybkie przejście obok małej piekarni, otwarcie nowego kremu. Wtedy znów, odruchowo, bez chwili namysłu, wykrzykujesz, "O, pachnie jak w/na...".
Zapachy dzieciństwa są często nienazwane, bo nie wiem jakie zioła rosły w miejscu, w którym, mając 5 i 6 lat, spędziłam w sumie nie więcej niż 3 miesiące. Czy w tym kremie była macierzanka? A jak nazywa się ta roślina, rosnąca przy stawie, której zerwane kwiaty pieniły się niczym mydło? A może to tylko dziecięca wyobraźnia, może nie ma takiej rośliny...
Często marzę o tym, by odzyskać mój dziecięcy raj. Wyobrażam sobie, że Wschodnia, rodzinny majątek babci Zosi, nie została sprzedana, gdy skończyłam 6 lat, że z taką nostalgią wspominane lato nie było ostatnim latem na Wschodni. Albo że wygrywam ogromną sumę pieniędzy, wykupuję Wschodnię od człowieka, który wyciął niemal wszystkie drzewa, zniszczył staw, zaniedbał zabudowania i sprawiam, że wszystko jest znów tak, jak kiedyś.
Jednak, żeby zmitologizować miejsce, trzeba je stracić... Gdyby Wschodnia (13 hektarów między Chmielnikiem a Buskiem-Zdrój w dzisiejszym województwie swiętokrzyskim, a na nich dom, staw, młyn wodny, strumyk, łąka, pola i lasy), nie została sprzedana, może w ogóle nie byłaby dla mnie tak cenna? Tego się niestety nigdy nie dowiem.
Zapach strumyka, mąki, polnych kwiatów, chleba, ziemi.
Pachnie jak na Wschodni.
1 komentarz:
Oto siła – elektronicznego – słowa… I obrazu… Dzięki tym paru wzruszającym, choć nie sentymentalnym zdaniom, oraz dzięki fotografii, niczym ze współczesnego Moneta, wrócił i do mnie – wydawało się, na zawsze pogrzebany – fragment pejzażu dzieciństwa. Widać, każdy wewnątrz nosi swoją Wschodnię… Dziękuję.
Prześlij komentarz