2 paź 2008

Pożegnanie przyjaciela


Odkąd mam dzieci rzadko jeżdżę sama do rodzinnego domu. Samochodem to tylko 30 min., ale w obie strony robi się już godzina... Wczoraj jednak, niby "po drodze" na chwilę wpadłam do domu.

Nie wiedziałm, że jadę pożegnać mojego przyjaciela, którego kilka lat temu zabraliśmy ze schroniska dla zwierząt.
Wybraliśmy wówczas innego - wydawał się nam śmieszny, bo wszedł na dach budy. Ale pracownik schroniska nie zdołał go z niej ściągnąć, zapytał więc, wskazując na kwadratowego czarno-białego psiaka:
- może ten?
Popatrzyliśmy z bratem na siebie, niezdecydowani,
- dobrze, może być!
Nigdy później nie żałowaliśmy. A pies, wiedząc, że bierzemy go ze sobą, szalał z radości. Skakał, biegał ode mnie do brata, od brata do mnie. Był zachwycony.

Nazwaliśmy go Azorem, bo na żadne inne, wymyślne imię nie reagował. Chyba naprawdę był Azorem. I na pewno wiele w życiu przeżył.

Mówiliśmy Azi, Zorek, Azorek, Zozi.

Odszedł od nas wczoraj.

A najbardziej kochał go mój brat Paweł.

1 komentarz:

Majana pisze...

Tak mi przykro :(
Był kochanym, pieknym przyjacielem.
Pozdrawiam cieplo.